Wiadomosci.Goniec.pl > Polityka > Anna Kalczyńska: Pokerowa zagrywka Macrona. Co oznacza dla Polski?
Anna Kalczyńska
Anna Kalczyńska 10.06.2024 10:58

Anna Kalczyńska: Pokerowa zagrywka Macrona. Co oznacza dla Polski?

None
Emmanuel Macron, fot. East News/AFP

Prezydent Macron pod presją prawicy powiedział “sprawdzam”. Jeśli wygra tę iście pokerową zagrywkę – dostanie premię za genialny ruch. Jeśli przegra, będzie to jego druga porażka w pięcioletniej kadencji i bardzo zła wiadomość dla Polski - pisze dla Gońca Anna Kalczyńska.

Wyborcza bomba atomowa

Łzy szczęścia połykane przez Donalda Tuska przy ogłoszeniu wyników exit polls mogą jeszcze w tym miesiącu przynieść lekki posmak goryczy. W obliczu porażek głównych sił centrowych we Francji i Niemczech – może się bowiem okazać, że lider Koalicji Obywatelskiej nie będzie mógł liczyć na dotychczasowy naturalny dialog z sojusznikami w UE w najważniejszych dla Polski kwestiach, w tym w polityce wobec Ukrainy.

Po klęsce w wyborach do Parlamentu Europejskiego (prasa pisze wręcz o "upokorzeniu”) prezydent Francji Emmanuel Macron użył wyborczej bomby atomowej i rozwiązał parlament, wystawiając na poważną próbę wizję Europy prounijnej i demokratycznej. 

Uzasadnienie wydaje się oczywiste: liberalne ugrupowanie Republikanów - Renaissance uzyskało niecałe 15%, co jest połową głosów Zjednoczenia Narodowego, jego nieformalnej liderki Marine le Pen. Ale ogłoszenie przedterminowych wyborów to prawdziwe zagranie va banque - w lipcu dowiemy się, czy partia Macrona zdoła zmobilizować wyborców przeciwnych skrajnej prawicy, a Francuzi wyślą tym samym ważny sygnał całej Europie. 

Wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego 2024. Baczyński: as w talii Tuska, czyli wybory w cieniu afer

Macron jak Cameron

Ruch Macrona oceniany jest skrajnie. Krytycy zauważają, że demokratyczna karta inkluzywności w polityce wobec imigrantów oraz twardego kursu wobec Władimira Putina nie wystarczą. 

Zjednoczenie Narodowe przystąpi do nadchodzących wyborów z mandatem zwycięzców w europejskiej elekcji, co z pewnością będzie miało efekt psychologiczny na wyborców. Historyk i publicysta Timothy Garton Ash jest przekonany, że Macron podjął złą decyzję: 20 dni to zbyt mało, by zmobilizować elektorat przeciwko liderce Zjednoczenia Narodowego. Wielu komentatorów jest podobnego zdania. 

Ruch prezydenta Francji porównywany jest do ryzykownej strategii Davida Camerona w sprawie Brexitu. Wszyscy wiemy, jak skończył się ówczesny zakład z brytyjskim losem. Czy Francuzi także pojdą tą drogą? Niekoniecznie.

Żeby zrozumieć ruch prezydenta Macrona, trzeba znać specyfikę ustroju francuskiej Republiki oraz pamiętać o kalendarzu wyborczym we Francji: za 2 i pół roku odbędą się nad Sekwaną wybory prezydenckie. Jeśli wygra je podchodząca do tego wyzwania po raz trzeci Marine le Pen, będzie to realny game changer nie tylko we francuskiej, ale też globalnej polityce. 

Chce tego uniknąć Macron, który wie, że w ustroju demokracji prezydenckiej lepszy słaby premier Jordan Bardella (formalny lider Zjednoczenia Narodowego) niż silna prezydent Marine le Pen. 

Nawet jeśli hipotetycznie w najbliższych przedterminowych wyborach wygrałoby Zjednoczenie Narodowe, pozostaje wiele miesięcy na kampanię kontrującą jego politykę i wykazanie dziurawego programu populistów. Za rozpisaniem wyborów stoi też determinacja Macrona do zmobilizowania Republikanów: jego celem jest zmuszenie polityków republikańskich do określenia się wobec zagrożenia ze strony skrajnej prawicy oraz socjalistów. 

Zła wiadomość dla Polski?

Ruch prezydenta to komplikacja dla aspiracji Jeana-Luca Melenchona, który zamierzał powoli budować kampanię do wyborów w 2027 roku. Teraz jego jednoczący wpływ na lewicę wystawiony jest na próbę. Trzecim argumentem za rozpisaniem wyborów jest obecna wysoka frekwencja: do urn poszło 52% wyborców, co jest rekordem od 1994 roku. Społeczeństwo przemówiło. 

Zdaniem prezydenta – należy tym głosom pozwolić wybrzmieć w kraju. I po czwarte, może najważniejsze w kalkulacji Macrona: ugrupowaniu Marine le Pen nie będzie łatwo zwyciężyć. Nawet jeśli prawicowy elektorat jest bardzo spójny, a partia Le Pen ma największą jednostkową reprezentację w parlamencie, to dwuizbowy system parlamentarny we Francji chroni ugrupowania demokratyczne przed populistami. 

Do 577 osobowego Zgromadzenia Narodowego każdego deputowanego wybiera się w jednomandatowych okręgach wyborczych w dwu etapowych wyborach. W takim systemie trudno zgromadzić rządzącą większość, czyli 289 głosów. Przypomnijmy -  skrajna prawica osiągnęła w obecnych wyborach 40%.

Czy zatem Emmanuel Macron będzie mógł w lipcu złapać oddech a w sierpniu skupić się na  Igrzyskach Olimpijskich? Prezydent pod presją prawicy powiedział sprawdzam. Jeśli wygra tę iście pokerową zagrywkę – dostanie premię za genialny ruch. Jeśli przegra, będzie to jego druga porażka w pięcioletniej kadencji i bardzo zła wiadomość dla Polski.