Wiadomosci.Goniec.pl > Świat > Polska wolontariuszka w Ukrainie. "Śpisz kiedy możesz, jesz kiedy możesz i zawsze słuchasz dowódcy" [Tylko u nas]
Jan Jałowczyk
Jan Jałowczyk 07.07.2023 18:54

Polska wolontariuszka w Ukrainie. "Śpisz kiedy możesz, jesz kiedy możesz i zawsze słuchasz dowódcy" [Tylko u nas]

wolontariat Ukraina
Dzięki uprzejmości Aldony Hartwińskiej

Pełnoskalowa inwazja Rosji na Ukrainę zmieniła nasz świat bezpowrotnie. W obliczu barbarzyństwa wojsk rosyjskich motywowanych chorą aspiracją Władimira Putina wsparcie narodu ukraińskiego stał się wyborem oczywistym. Wśród osób najbardziej zaangażowanych w pomoc bohaterskim Ukraińcom są polscy wolontariusze. To oni, nie zważając na swoje zdrowie oraz życie wyruszają daleko na wschód, by nieść pomoc, dostarczać sprzęt, medykamenty oraz prowiant. O niezwykłej działalności, przyfrontowej rzeczywistości, potrzebach, zagrożeniach i możliwościach opowiada w rozmowie z Gońcem.pl polska wolontariuszka w Ukrainie, Aldona Hartwińska.

24 lutego 2022 roku, dzień, który zmienił wszystko

Wojna w Ukrainie trwa od 2014 roku, kiedy to ogarnięty żądzą odbudowy imperium rosyjskiego Władimir Putin postanowił bezprawnie dokonać aneksji Krymu i doprowadzić do utworzenia republik Ługańskiej oraz Donieckiej. Chore ambicje rosyjskiego dyktatora doprowadziły do pełnoskalowego konfliktu rozpoczętego 24 lutego 2022 roku. Tamtego dnia nasza rzeczywistość uległa zmianie. Negatywne skutki naruszenia integralności terytorialnej niepodległego państwa przez wojska Federacji Rosyjskiej widoczne są niemal na każdej płaszczyźnie. Szczególnie w kraju przyfrontowym, jakim jest Polska.

Od niemal półtora roku obserwujemy heroiczną walkę narodu ukraińskiego o własną suwerenność. Przeciwstawienie się bezwzględnej agresji i barbarzyństwu rosyjskich żołdaków okupione jest krwią cywili oraz żołnierzy. Przykłady brutalności okupanta można obserwować każdego dnia. Dzięki solidarności wielu krajów z całego świata obrońcy Ukrainy otrzymali nowoczesne uzbrojenie, środki na działania wojenne oraz bieżącą odbudowę zniszczonej infrastruktury. Potrzeby naszego wschodniego sąsiada są jednak ogromne, a im bliżej zakończenia wojny i zwycięstwa Ukraińców, tym skala będzie większa.

WhatsApp Image 2023-07-04 at 20.16.51 (3).jpeg
Centrum miasta Izjum na Chersońszczyźnie, o które toczyły się zacięte walki, zostało niemal zrównane z ziemią. Dzięki uprzejmości Aldony Hartwińskiej

Jako Polacy, od samego początku stoimy w pierwszym szeregu państw zaangażowanych we wsparcie Ukrainy. To my w pierwszych tygodniach i miesiącach przyjęliśmy pod swoje dachy uciekających przed wojną Ukraińców. To polskimi drogami popłynął strumień zachodniej pomocy militarnej, to nasze działania stawiane są jako wzór dla innych narodów.  

Niezwykle istotnym, niekoniecznie „medialnym” aspektem pomocy walczącym z najeźdźcą Ukraińcom jest przyfrontowy wolontariat. Polscy wolontariusze, ryzykując swoje zdrowie i życie wspierają dzielnych żołnierzy ukraińskich, niosąc im pomoc medyczną, zaopatrzenie. Obecność takich osób w rejonach objętych działaniami zbrojnymi to także niejednokrotnie szansa dla cywilów, którzy z różnych względów nie opuścili swoich domostw. O dramatycznej sytuacji za naszą wschodnią granicą, trudach pracy wolontariusza, potrzebach i perspektywach opowiada w rozmowie z naszą redakcją Aldona Hartwińska, polska wolontariuszka, która od wielu miesięcy niesie pomoc, tam, gdzie pomoc niejednokrotnie nie dociera. Aldona rozmawia z nami, tuż po powrocie z rejonu Zaporoża.

WhatsApp Image 2023-07-04 at 20.16.51 (2).jpeg
Kostantiniwka, przyfrontowe miasto nieopodal Bachmutu. Ostrzał artyleryjski słychać tu nieustannie. Dzięki uprzejmości Aldony Hartwińskiej
Czternasta emerytura nie trafi do większej liczby seniorów? Sejm odrzucił poprawki Senatu

Polska wolontariuszka o dramatycznej rzeczywistości przyfrontowej

Na czym polegają twoje wyjazd do Ukrainy? Czym dokładnie się zajmujesz podczas swoich pobytów w rejonach, które przecież nie należą do najbezpieczniejszych?

Od początku swojej pracy wolontariackiej działam głównie w obszarze medycyny pola walki. Razem z poznańską Fundacją Zakres organizowaliśmy zbiórkę dla "Awangardy", polskiej grupy medyków, działających na froncie. Grupa ta, pod dowództwem Kasi Daniszewskiej, pracuje w punktach stabilizacyjnych w Donbasie, w okolicach Bachmutu. Ich zadaniem jest utrzymanie łańcucha życia, jaki został stworzony na froncie przez medyków. Kiedy żołnierz zostaje ranny w okopie, medyk bojowy udziela mu pierwszej pomocy. Warto tu nadmienić, że ta pierwsza pomoc to nie założenie plasterka na rękę, ale na przykład zatamowanie masywnego krwotoku po utracie kończyny czy "kupienie" trochę czasu przy odmie płucnej.

Medyk bojowy zabezpiecza żołnierza tak, by przeżył transport do najbliższego punktu stabilizacji, gdzie czeka na niego Kasia z ekipą. Kasia ma już bardziej zaawansowany sprzęt, medykamenty. Jak sama nazwa wskazuje, żołnierz ma tam być ustabilizowany tak, by przeżył transport do szpitala, gdzie - po prostu - uratują mu życie. Z pracy z medykami bardzo szybko zaangażowałam się w pomoc temu pierwszemu ogniwu łańcucha życia, czyli medykom pola walki, czyli tym, którzy uczestniczą w szturmach ramię w ramię z innymi żołnierzami i wyciągają rannych spod świszczących kul.

WhatsApp Image 2023-07-04 at 20.16.51.jpeg
Miasto Dniepr. Skutki "ruskiego miru" bardzo często dosięgają budynki cywilne, pochłaniając dziesiątki ofiar. Dzięki uprzejmości Aldony Hartwińskiej

Jednym z takich medyków jest Polak o pseudonimie Bur. Pochodzi z Warszawy, nawet mieszkaliśmy po sąsiedzku, ale nasze drogi przecięły się dopiero na Donbasie. Do niego staramy się wysyłać to, co przydatne jest w warunkach "okopowych" - opaski uciskowe, opatrunki izraelskie, igły do obarczania odmy. To są drogie rzeczy, które - to bardzo źle brzmi - szybko się zużywają. Dlatego pomoc jest tam potrzebna bez przerwy.

Poza tematem Bura, który jest dla mnie sprawą priorytetową na froncie, pojawił się też niejaki Bon. Bon z kolei to żołnierz ukraiński, który wiele lat pracował w Polsce, doskonale zna język polski, a na początku pełnoskalowej inwazji wziął pod swoje skrzydła Darka Prosińskiego, polskiego medyka pola walki. Kiedy razem pracowali w okolicach Mikołajewa, nauczył go wszystkiego na temat życia w okopach i tego co zrobić, by zobaczyć kolejny wschód słońca. Darek twierdzi, że bez niego dawno by nie żył. Dziś to Bon potrzebuje wsparcia. Razem ze swoim batalionem walczy w tej chwili niedaleko Bachmutu. Razem z Fundacją React będziemy organizować dla niego pomoc - chłopakom potrzebny jest samochód i... kilkanaście par butów.

WhatsApp Image 2023-07-04 at 20.16.51 (1).jpeg
Miasta okalające Kijów powoli odbudowują się po rosyjskiej okupacji. W Borodziance wziąć pozostało wiele śladów wojennych działań. Dzięki uprzejmości Aldony Hartwińskiej

W które rejony Ukrainy jeździsz najczęściej?

Najczęściej pracuję w Donbasie, przede wszystkim wokół takich miast jak Pokrowsk, Kramatorsk, czy Konstantyniwka. Do tych miejsc trafiają żołnierze ranni na froncie, między innymi spod Bachmutu. Ostatnio jednak najczęściej można mnie spotkać w Zaporożu. Tam mam bardzo bliskie osoby, które pracują w "aerozwidce", czyli rozpoznaniu z powietrza za pomocą dronów. Co ciekawe, w tej konkretnej grupie pracują muzycy i aktorzy, którzy dzień po pełnoskalowej inwazji Rosji spakowali plecak i poszli do najbliższego punktu dla ochotników. Dosłownie, zamienili skrzypce na kałasznikowy. Takich historii blisko frontu jest mnóstwo, a tacy ludzie dają motywację, by robić to dalej.

"Im więcej pomocy dla wojska, tym bliższy będzie koniec wojny"

Jakiego rodzaju pomoc jest najbardziej potrzebna? Czy osławione zrzutki na tureckie drony Bayraktar i ręczne wyrzutnie rakietowe Javelin to faktycznie najlepsza forma wsparcia dzielnych obrońców Ukrainy?

Jedyną słuszną odpowiedzią na to pytanie jest: każda, na każdym etapie, na każdym odcinku frontu i z dala od niego. Liczy się wsparcie rzeczowe i psychologiczne. Liczą się Bayraktary, ale też zwykłe złapanie za rękę, by powiedzieć “wszystko będzie dobrze”. To dotyczy zarówno cywili, jak i żołnierzy. Każdemu przyda się uśmiech i dobre słowo. W kwestii konkretów ja jestem zaangażowana najmocniej w pomoc w obszarach wojskowych. Uważam, że im więcej pomocy dla wojska, tym bliższy będzie koniec wojny. To żołnierze codziennie giną za to, by ich bliscy mogli rano pójść do pracy, wypić kawę w kawiarni. Gdyby nie siły zbrojne, sytuacja w kraju mogłaby wyglądać zupełnie inaczej. 

Wspierając ich, wzmacniamy obronę kraju i pomagamy wypierać wrogie wojska w trwającej kontrofensywie. Dlatego trzeba wspierać wojsko w drony (zwykle drony cywilne, Mavik) i samochody. Drony wykonują tę pracę, jaką musiałaby wykonać piechota - a to zwiększa potencjalna ilość ofiar tej wojny. Z kolei samochody służą, między innymi do ewakuacji rannych i utrzymania tego "łańcucha życia", o jakim wspomniałam na początku. W Polsce natomiast warto wspierać imigrantów, reagować na ksenofobiczne zachowania i pamiętać, że ci ludzie w większości chcą jak najszybciej wrócić do bezpiecznego domu.

Jak się trzymają ukraińscy cywile? Jakie morale panują wśród ludzi, których spotkasz?

Tu trzeba rozłożyć mapę Ukrainy na stole i podzielić ją na kilka obszarów. Są rejony, przykładowo wschodnie, gdzie “wojny nie ma”. Nie czuć jej. Działają restauracje, bary. Ludzie cieszą się życiem, śpiewają na ulicach. Przyjeżdża coraz więcej turystów. Życie toczy się, jakby na wschodzie wojny nie było. Od czasu do czasu odzywają się alarmy przeciwlotnicze, które przypominają o tym, że ten spokój jest tylko pozorny. 

W Kijowie częściej rozlegają się odgłosy wybuchów, ale mało ludzi na ulicach reaguje na wyjące syreny, nie przemieszczają się natychmiast do schronów. Przywykli do tego, że obrona przeciwlotnicza zazwyczaj strąca wszystkie lecące pociski. 

Z kolei na Donbasie syreny wyją codziennie po kilkanaście razy. Tutaj ignoruje się je już z innych względów. Trzeba jakoś żyć, pracować. Nie da się być na wiecznym "stand by", reagować na każdy alarm, bo nie można by zająć się czymkolwiek innym. Często słyszę stwierdzenie "jak coś trafi to i tak nic mi nie pomoże". To taka jednoczesna rezygnacja i chęć normalnego życia. Bardzo dużo podobnych kontrastów obserwuję podczas swojej pracy.

WhatsApp Image 2023-07-04 at 20.16.50 (1).jpeg
Droga na miasto Kreminna, dziś po okupacją rosyjską, jest już zupełnie nie przejezdna. Dzięki uprzejmości Aldony Hartwińskiej

A powiedz jeszcze o samym Zaporożu. Panuje duży strach przed potencjalną próbą naruszenia struktury zaporoskiej elektrowni atomowej?

Ukraińskie służby są w gotowości. Na ulicach widać ratowników w specjalnych strojach, trwają szkolenia na wypadek tej katastrofy. W mediach cały czas powtarzane są komunikaty co zrobić, jeśli dojdzie do wycieku radioaktywnego. Krąży lista rzeczy, które trzeba mieć w domu i które trzeba natychmiast zabrać ze sobą do schronu. Ale jeśli w social mediach pojawia się artykuł czy notka na temat możliwej ewakuacji mieszkańców to w komentarzach dominuje stwierdzenie "o nie! My zostajemy w domach".
 

Ukraina broni nie tylko swojej niepodległości, ale i całej Europy

Po co tam jeździsz?

Kiedy ktoś o to mnie pyta, przypominam sobie kilka obrazów w głowie. Zbombardowanie placu przed cerkwią w Mikołajewie w Wielkanoc i leżące ciała starszych ludzi. Zbombardowany teatr w Mariupolu z wielkim napisem "Dzieci", który widać było z lotu ptaka. Związane i ubrudzone ziemią ręce ofiar tortur w Buczy. 

To szaleństwo trzeba zatrzymać, a jak zrobić to inaczej niż angażując się w pomoc ze wszystkich sił? Uważam, że gdyby Ukraińcy nie zatrzymali Rosjan, to oni nie skończyliby swojej ścieżki wojennej w Ukrainie. Może poszliby dalej. Może weszliby do Polski, gwałcili nasze matki i córki, zabijali naszych ojców i mężów. Ukraina broni nie tylko swojej niepodległości, ale i całej Europy. 

To jest moja główna motywacja. Inna, ale znacznie ważniejsza, jest taka, że tam mam wielu przyjaciół. Pracują na różnych odcinkach frontu, od Kreminny po Wuhłedar. Zajmują się różnymi rzeczami, w różnym stopniu narażając swoje życie, ale każda z tych osób jedno ma wspólne z resztą - któregoś dnia ich wiadomość, że wszystko jest "4.5.0." ("wszystko w porządku") może do mnie po prostu nie przyjść. Więc ja zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby pomóc, żeby te wiadomości, że “wszystko jest okej” przychodziły do mnie, aż do dnia, kiedy ogłoszą zwycięstwo.

WhatsApp Image 2023-07-04 at 20.16.50 (3).jpeg
Aldona i Mychaiło Sawyckij w Zaporożu. Ukraiński aktor, muzyk, dziś żołnierz w siłach ZSU. Dzięki uprzejmości Aldony Hartwińskiej

Nie boisz się?

Tylko głupi się nie boi. Ale u mnie strach nie działa paraliżująco, tylko motywująco do działania. W sytuacji kryzysowej wyostrzają mi się wszystkie zmysły i zawsze wiem, co mam robić. Do wyjazdów przygotowujemy się skrupulatnie, bezpieczeństwo zawsze stawiamy na pierwszym miejscu. A życie na wojnie wbrew pozorom toczy się według bardzo prostych zasad. Śpisz kiedy możesz, jesz kiedy możesz, idziesz do toalety kiedy możesz i zawsze słuchasz dowódcy.

Czy dzień 24 czerwca, dzień, w którym Jewgienij Prigożyn, wraz z żołnierzami z Grupy Wagnera wyruszył w kierunku Moskwy, to był moment, w którym Ukraińcy uwierzyli, że zwycięstwo jest na wyciągnięcie ręki, że szansa na zakończenie tego koszmaru jest o krok?

To był dzień, kiedy pomyślałam sobie, że zbiórka pieniędzy, którą prowadzę, może być bez sensu, bo zaraz Ukraina wygra. Widziałam też ożywienie wśród znajomych, pobudzenie i od dawna niewidziany entuzjazm. W sieci zaczęły krążyć memy, na przykład, że w całej Ukrainie zabrakło popcornu, bo wszyscy siedzą na Telegramie i śledzą wydarzenia. Ja bałam się położyć spać, bo mogę coś przeoczyć. Niestety, rajd skończył się szybko i smutno. Ale wiem z pewnych źródeł, że na wielu odcinkach frontu chłopcy wykorzystali zamieszanie i solidnie tego dnia popracowali. Inni mogli się od bardzo dawna po prostu wyspać, bo na kilku odcinkach ustały ostrzały artyleryjskie.

WhatsApp Image 2023-07-04 at 20.17.17.jpeg
Charków, dzielnica Saltivka. Budynek w połowie zrujnowany, do drugiej części - nie zważając na zagrożenie - wrócili już mieszkańcy, bo... Nie mieli dokąd pójść. Dzięki uprzejmości Aldony Hartwińskiej

Czy ukraińska, osławiona kontrofensywa, która z każdym tygodniem zatacza coraz szersze kręgi, to Twoim zdaniem moment przełomowy, swego rodzaju “game changer”?

Wygnanie wroga poza granice państwa to nie tyle “game changer”, co jedyna możliwość, żeby wygrać tę wojnę. W innym przypadku Ukraina będzie się wykrwawiać na froncie, a pociski nieustannie będą terroryzować ludność cywilną. I to może trwać latami. Dlatego pomoc dla wojska jest w tej chwili tak ważna.

Wesprzeć bohaterskie działania przyfrontowych medyków, a także polskich wolontariuszy pokroju Aldony Hartwińskiej można poprzez zbiórkę "Podróż przez piekło: Pomoc dla polskich medyków na froncie". Priorytetem dla organizatorów akcji jest zakup dronów termowizyjnych, noktowizji, wyposażenie osobiste oraz naprawa bardzo eksploatowanych samochodów. Cała redakcja Gońca.pl zachęca do wspierania ważnej inicjatywy!