Wiadomosci.Goniec.pl > Polska > Izera pochłonęła już ponad pół miliarda złotych i końca nie widać. Polacy zostali oszukani?
Piotr Szczurowski
Piotr Szczurowski 04.07.2023 15:30

Izera pochłonęła już ponad pół miliarda złotych i końca nie widać. Polacy zostali oszukani?

Izera
Piotr Molecki/East News

W 2016 roku ówczesny wicepremier Mateusz Morawiecki zapowiadał, że do 2025 roku po polskich drogach poruszać się będzie milion samochodów elektrycznych. W 2023 roku w kwietniu liczba zarejestrowanych w naszym kraju aut zasilanych prądem osiągnęła zawrotne 73695 sztuk. Większym problemem jest jednak "narodowy samochód elektryczny", w który od tego czasu pompowane są nasze pieniądze... z dość mizernym skutkiem.

Izera od początku budzi mnóstwo wątpliwości. Czy projekt w ogóle ma sens?

W czerwcu 2016 r. powołano z inicjatywy spółek Skarbu Państwa (Energa, Enea, PGE i Narodowe Centrum Badań Jądrowych) Electromobility Poland i hucznie obwieszczono plany stworzenia w pełni polskiego samochodu elektrycznego. Życie zweryfikowało plany co do jego "polskości", ale to okazało się najmniejszym problemem w całym przedsięwzięciu.

Pierwszy rok działalności nowej spółki upłynął na tworzeniu strategii oraz przygotowaniu konkursu na projekt pojazdu... z którego kilka lat później spółka się wycofała, zlecając to zadanie włoskiej firmie odpowiedzialnej za projektowanie nadwozi. O tym jednak później.

Projekt "Izera" od początku bazował na pompatycznych i patriotycznych komunikatach, które miały wprawić Polaków w entuzjazm na myśl o nadchodzącej fali polskich elektryków, która wkrótce wyleje się na polskie drogi. Electromobility Poland na podstawie sondażu przeprowadzonego przez Kantar ustaliło oczekiwania Polaków wobec planowanego pojazdu i określiło jego podstawowe parametry: 150 km zasięgu, 4 miejsca pasażerskie i cenę wynoszącą maksymalnie 60 tys. zł. 

Szczególnie ten ostatni wydaje się wzięty z kosmosu, gdyż obecnie najtańszy nowy samochód oferowany w naszym kraju kosztuje 54600 zł i jest nim maleńki Hyundai i10. Jak planowano w podobnej cenie zaoferować znacznie większe auto elektryczne, które z założenia jest droższe od spalinowych? Trudno ocenić.

Po hucznych zapowiedziach szybko nadeszły trudne chwile, które trwają do dzisiaj. Początkowo informowano, że prototyp miał być gotowy w 2018 r., ale ten proces przedłużył się do 2020 r. W lipcu zaprezentowano dwa modele Izery, których wnętrze opracowało niemieckie EDAG Engineering, a nadwozie włoskie studio Torino Design. 

Warto przy tym podkreślić, że w tym momencie spółka nie dysponowała żadną płytą podłogową, która dość sztywno określa pewne parametry nadwozia, dlatego zobaczyliśmy zaledwie makiety - jedna z nich nie miała nawet wnętrza, a druga napędzana była małymi silniczkami, aby móc nią manewrować. Ponieważ nie było wówczas gotowej platformy, to przedstawione Izery nie miały zupełnie nic wspólnego z tym, jak mogłyby wyglądać ich produkcyjne wersje. Pokazano nam cokolwiek, abyśmy uwierzyli w jakiekolwiek postępy prac. Po raz pierwszy Polacy dali się oszukać, wierząc, że zaprezentowano im bliski produkcji projekt.

Wstyd na cały świat. Nagrała 48-latkę z Wrocławia, sprawa trafiła na policję

Izera to studnia bez dna. Zainwestowano fortunę i wciąż nie mamy polskiego elektryka

W pierwszych latach działalności, na etapie przedprodukcyjnym, spółka zanotowała straty - w 2018 roku w wysokości 2,6 mln zł, a rok później już 5,4 mln zł. Pod koniec ubiegłego roku Skarb Państwa odkupił większość udziałów spółki za 250 mln zł i stał się właścicielem 90,8 proc., pozostawiając pierwotnym założycielom po 2,3 proc. Przypomnijmy, że Electromobility Poland powstało z inicjatywy firm należących do Skarbu Państwa... czyli za pieniądze podatników odkupił je niejako "od siebie". Polacy dali się oszukać po raz drugi.

Po wpompowaniu tak ogromnych pieniędzy w projekt, który z założenia nie miał prawa się udać, konieczne były kolejne inwestycje. Jako naród nie mamy żadnego ciągłego doświadczenia w projektowaniu aut i żadnych gotowych rozwiązań, które moglibyśmy wykorzystać przy opracowywaniu Izery. Już na samym starcie było wiadomo, że niezbędna będzie pomoc z zewnątrz, a to z kolei oznaczało obniżenie stopnia "polskości" gotowych aut.

Niezależnie jednak od tego, kto zaprojektuje samochód, potrzebne jest miejsce do jego produkcji. Już na wczesnym etapie planowania wybór padł na Jaworzno, ze względu na strategiczną lokalizację. Warto podkreślić, że w 2018 roku mieliśmy mieć gotowy prototyp auta, a w 2020 roku pokazano nam jedynie jego makietę. W lutym 2023 roku media dopiero donosiły, że trwa wycinka drzewostanu pod fabrykę, która od 2022 roku miała już produkować "polskie samochody elektryczne". 

Reasumując, już od roku powinniśmy widywać na ulicy Izery, które wyprodukowano w nieistniejącej jeszcze fabryce, która ma dopiero powstać... na ziemi, która jeszcze nie należy do Electromobility Poland. Co prawda uprzątnięto teren pod inwestycję, ale wciąż należy on do Lasów Państwowych, a to z kolei oznacza, że spółka będzie musiała teraz wziąć udział w przetargu na ziemię i go wygrać, aby rozpocząć jakiekolwiek dalsze działania zmierzające do urzeczywistnienia wizji Mateusza Morawieckiego o "polskim samochodzie elektrycznym". Polacy dali się oszukać po raz trzeci.

Pół miliarda złotych i żadnych efektów? Jeśli powstanie, Izera tylko w niewielkim stopniu będzie polska

Jesienią 2022 r. ogłoszono, że Izera powstanie na platformie chińskiego koncernu Geely, do którego należy m.in. Volvo. W pewnym sensie był to przełom, który wielu niedowiarkom udowodnił, że faktycznie "coś" się dzieje w sprawie narodowego elektryka. Faktycznie prowadzono i sfinalizowano rozmowy z liczącą się na rynku firmą motoryzacyjną na temat udostępnienia technologii. Jak informowano, licencja podpisana przez Electromobility Poland zapewni wsparcie chińskiego giganta dla dwóch generacji Izery. 

Tylnonapędowa platforma SEA (Sustainable Experiance Architecture), na której powstanie "polski samochód elektryczny", została stworzona we współpracy z inżynierami Volvo w centrach Geely w Szwecji, Wielkiej Brytanii, Niemczech i Chinach. Problem tkwi jednak w tym, że platforma dostępna jest na rynku od września 2020 roku, co oznacza, że Izera w chwili debiutu technologicznie będzie przynajmniej jedną generację za konkurencją. Polacy oszukani po raz czwarty.

Podsumowując dotychczasowe działania Electromobility Poland, możemy zauważyć, że wkład polskiej myśli technicznej w projektowanie auta będzie marginalny, rozpoczęcie produkcji przesunięto o sześć lat, po dwóch latach opóźnienia budowa fabryki jeszcze nawet nie ruszyła, a Izery z pewnością nie będą kosztować tyle, ile założono. W obecnej sytuacji trudno znaleźć choć jedną deklarację, z której spółka się wywiązała.

Co więcej, Izera nie tylko będzie składanką elementów od różnych dostawców, a polski wkład ograniczy się głównie do zmontowania ich w całość. Sytuację komplikuje fakt, że Geely po wybuchu wojny w Ukrainie nadal wspiera rynek agresora, choć większość producentów samochodów z Europy, Japonii i Korei Południowej wycofała się z działalności w Rosji. Ukraińska Narodowa Agencja ds. Zapobiegania Korupcji (NAZK) pod koniec czerwca umieściła chińską firmę na liście sponsorów rosyjskiej agresji.

- Sprzedaż samochodów Geely Rosji w pierwszych trzech miesiącach 2023 r. wzrosła ponad dwukrotnie w porównaniu z rokiem ubiegłym - wskazywał NAZK, podkreślając, że chiński koncern wciąż "płaci podatki do rosyjskiego budżetu", tym samym "aktywnie wspierając tamtejszą gospodarkę", a więc i "sponsoruje agresję na Ukrainę". Z pewnością nie jest to zatem dobry partner do realizowania marzeń o narodowym elektryku.

W obecnej sytuacji trudno się dziwić politykom opozycji, którzy nie pozostawiają suchej nitki na projekcie i uważają, że program Izery w przedstawionej formie nie ma żadnej racji bytu.

- Możliwe, że był to obiecujący projekt pięć lat temu, lecz od tego czasu marnowano setki milionów złotych, które przepłynęły przez ręce prezesów mianowanych przez rząd, a nadal jesteśmy w sferze planów i cyfrowych prezentacji. W końcu, partia rządząca proponuje nam chiński samochód, złożony z kilku części i przylepioną naklejką Izery [...] po prostu będzie to chiński samochód Geely montowany nad Wisłą - mówił w rozmowie z E24 poseł PO Paweł Poncyliusz. Trudno nie przyznać mu racji, gdyż dalsze dofinansowanie Izery obecnie bardziej niż świetny biznes przypomina nieudane inwestycje pokroju przekopu mierzei wiślanej, elektrowni w Ostrołęce, czy lotniska w Radomiu.

Do tej pory państwo wyłożyło 500 mln zł, a Electromobility Poland uchyla się od udzielania informacji, ile i na co wydaje, tłumacząc się "tajemnicą przedsiębiorstwa". Obiekcje do kolejnego zastrzyku pieniędzy na Izerę zresztą zgłosił szef Najwyższej Izby Kontroli.

- Spółka dostała kolejne 250 mln zł, ale na horyzoncie nie widać samochodu elektrycznego - stwierdził w kwietniu Marian Banaś w rozmowie z RMF FM.

Wiadomo, że część z tych środków trafi do Pininfariny, która ma być odpowiedzialna za projekt dwóch pierwszych modeli polskiej marki. Informację o współpracy z dumą ogłoszono w marcu 2023 roku. Problem w tym, że nie ma się zbytnio czym chwalić, gdyż firma ta "żyje" z projektowania aut i zrobi to właściwie dla każdego, kto odpowiednio zapłaci. 

W swojej niemal 100-letniej historii, poza włoskimi superautami, Pininfarina projektowała również nadwozia dla Hond, Mitsubishi, Hyundaia, czy Daewoo. Finalnie, w polskim elektryku, o ile powstanie, niewiele będzie rzeczy "Made in Poland" - platforma będzie chińska, nadwozie włoskie, nazwa czeska a koncepcję zakładu w Jaworznie opracowała niemiecka firma Durr Systems AG - można więc uznać, że nie wywiązano się z założenia, które zamarzył sobie premier Mateusz Morawiecki, i które leżało u podstaw powołania Electromobility Poland.

Izera. Swoje chwalicie, cudzego nie znacie

Projekt "Izera" wzbudza mnóstwo wątpliwości, tym bardziej że identyczne marzenie o "narodowym elektryku" zrodziło się w 2017 roku, czyli rok później niż u nas, w Turcji... i udało się je zrealizować. Podobieństw jest znacznie więcej, gdyż Togg, bo tak się nazywa turecka Izera, powstał na tej samej platformie, na której bazować ma nasz elektryk, a nadwozie również zaprojektowała Pininfarina.

Choć Turecki projekt narodowego elektryka wystartował rok później, to już w 2020 roku rozpoczęto budowę fabryki, a od końca 2022 roku z taśm montażowych zjeżdżają auta marki Togg, SUV-y o nazwie T10X, a pierwsze egzemplarze do klientów trafiły już w kwietniu. Ceny tureckiego bliźniaka polskiej Izery zaczynają się od 953 tys. tureckich lir, czyli 219 tys. złotych. Dość daleko od zapowiadanych 60 tys. złotych za naszą Izerę.

Na koniec warto pamiętać również o tym, że według spółki seryjna produkcja Izery ruszy najwcześniej pod koniec 2025 roku, a dotychczasowe środki są jedynie kroplą w morzu potrzeb. Wspomniane wcześniej pół miliarda złotych dotacji to dopiero początek, gdyż cały projekt został wyceniony na... 6 mld zł! To astronomiczna kwota, za którą finalnie otrzymamy po prostu chińskie auto z włoskim nadwoziem i polskim znaczkiem. Czy Polacy dadzą się oszukać po raz piąty?

Skontaktowaliśmy się w sprawie "postępów" prac nad uruchomieniem produkcji "polskiego auta elektrycznego" z Electromobility Poland i kancelarią premiera, ale w chwili publikacji tego artykułu wciąż nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Przy tak wielu wątpliwościach trudno się dziwić brakowi chęci do rozmów na ten temat.

Źródło: Goniec.pl, Radiozet.pl

Tagi: Motoryzacja