Wiadomosci.Goniec.pl > Polityka > Marsz Miliona Serc. Klucz do zwycięstwa czy gwóźdź do trumny dla opozycji? [KOMENTARZ]
Karol Gąsienica
Karol Gąsienica 30.09.2023 19:19

Marsz Miliona Serc. Klucz do zwycięstwa czy gwóźdź do trumny dla opozycji? [KOMENTARZ]

Wiec w Otwocku. Donald Tusk i Rafał Trzaskowski
Wojciech Olkusnik/East News

W niedzielę 1 października ulicami Warszawy przejdzie Marsz Miliona Serc organizowany przez Koalicję Obywatelską. Donald Tusk liczy, że niedzielne wydarzenie będzie dla opozycji kluczem do zwycięstwa i pozwoli jej narzucić temat kampanii na dwa tygodnie przed wyborami parlamentarnymi. Prawo i Sprawiedliwość nie zamierza jednak oddać opozycji pola, co sprawia, że marsz niesie dla Donalda Tuska tyle samo możliwości, co zagrożeń. 

Marsz miliona Serc w Warszawie. Donald Tusk zagrał va banque

Donald Tusk, zapowiadając w lipcu Marszu Miliona Serc, postawił wszystko na jedną kartę. Organizacja tak wielkiego i polaryzującego wydarzenia, z którym wiele osób wiąże ogromne nadzieje, jest bowiem tuż przed wyborami ogromnym ryzykiem. Po niewątpliwym sukcesie, jakim dla Koalicji Obywatelskiej okazał się Marsz 4 czerwca, poprzeczka znacznie wzrosła, a już wtedy była przecież bardzo wysoka. Sukces frekwencyjny czerwcowego wydarzenia, którego nie były w stanie przykryć nawet wytężone działania pracowników telewizji rządowej, sprawił, że partia Donalda Tuska złapała wiatr w żagle, podskoczyła w sondażach i narzuciła tematy w kampanii wyborczej na kolejne tygodnie, spychając w ten sposób PiS do defensywy.

Teraz sytuacja wygląda jednak nieco inaczej, ponieważ stawka jest dużo większa. Sztab Prawa i Sprawiedliwości zdaje sobie sprawę, że jeśli popełni te same błędy, co w czerwcu, to PiS może stracić władzę. Należy przypuszczać, że tym razem w PiS, a także w TVP, będą zdecydowanie lepiej przygotowani. Koalicja Obywatelska może osiągnąć zamierzone przez siebie cele nawet pomimo starań sztabowców partii rządzącej, jednak do tego potrzebne będą jej trzy rzeczy: frekwencja, jedność i wytrwałość. 

Piotr Wawrzyk wyszedł ze szpitala. Teraz zostanie przesłuchany przez prokuraturę

Co przesądzi o sukcesie marszu?

W samej nazwie niedzielnego marszu kryje się już pierwsza tajemnica do sukcesu dla opozycji. Nie bez powodu jest to przecież Marsz Miliona Serc, nie tysięcy, nie stu tysięcy, ale właśnie miliona. W Koalicji obywatelskiej liczą, że 1 października do Warszawy zjadą prawdziwe tłumy, jeszcze większe niż 4 czerwca. Łatwo nie będzie, choćby z powodu tak prozaicznego powodu, jak pogoda, która ma to do siebie, że w październiku dopisuje mniej, niż w czerwcu. Chociaż jak na razie wydaje się, że i pogoda może być tego dnia po stronie opozycji. Kolejna kwestia to promocja samego marszu. W związku z bardzo dynamiczną kampanią i mnogością afer PiS, które ujrzały światło dzienne w ostatnich tygodniach, Marsz Miliona Serc był mniej promowany niż ten 4 czerwca, z wyjątkiem ostatnich kilku dni, w których politycy KO rzeczywiście mocno skupili się na zachęcaniu do przyjazdu do stolicy.

Jedność to kolejny aspekt, który może zdecydować o tym, czy marsz popchnie opozycję do zwycięstwa w wyborach, czy raczej po raz kolejny do ław opozycyjnych. Donald Tusk przekazał, że na niedzielne wydarzenie zaprosił liderów wszystkich szefów opozycyjnych. Wiadomo, że głos na scenie zabierze m.in. Włodzimierz Czarzasty, jednak liderzy Trzeciej Drogi - Szymon Hołownia oraz Władysław Kosiniak-Kamysz -  zapowiedzieli, że nie wezmą udziału w marszu, ponieważ w tym czasie będą w innych miejscach w Polsce. Nieoficjalnie wiadomo, że Kosiniak-Kamysz oraz Hołownia twierdzą, że marsz 4 czerwca był sukcesem dla KO, nie zaś dla całej opozycji, ponieważ Trzecia Droga straciła po nim w sondażach. Teraz obawiają się, że sytuacja się powtórzy, a ponadto chcą być postrzegani jako neutralni, dzięki czemu wyborcy niechętni KO mogliby oddać głos właśnie na nich. Kto ma tutaj rację? Nie da się jednoznacznie na to pytanie odpowiedzieć. Część potencjalnych wyborców Trzeciej Drogi rzeczywiście mogłoby bowiem nie chcieć, by ich liderzy dołączyli na scenie do Donalda Tuska, pytanie jednak jak duża jest grupa takich wyborców. Wielu głosujących z pewnością chciałoby bowiem zobaczyć na jednej scenie wszystkich liderów - KO, Trzeciej Drogi i Lewicy - by mogli być pewni o to, że po wyborach uda im się dogadać i zbudować wspólny rząd.

Ostatnia kwestia to wytrwałość. Odnosi się ona do narzucania komunikacji w kampanii i nie pozwolenia, by to partia rządząca przeszła do ofensywy. Prawo i Sprawiedliwość zrobi wszystko, by przykryć lub zakrzyczeć niedzielny marsz opozycji, odbierając jej tym samym wyborcze paliwo. Tym samym to właśnie od wytrwałości partii opozycyjnych, a w szczególności Koalicji Obywatelskiej, będzie zależało, czy Marsz Miliona Serc przebije się do umysłów wyborców, szczególnie tych niezdecydowanych, czy zostanie "zakrzyczany". 

Konwencja Prawa i Sprawiedliwości kontra Marsz Miliona Serc

Jednym z głównych starań sztabu Prawa i Sprawiedliwości, by przykryć Marsz Miliona Serc, jest niewątpliwie zorganizowanie wielkiej konwencji partyjnej w Katowicach. Całkiem przypadkiem bowiem PiS organizuje partyjne wydarzenie dokładnie w tym samym dniu i o tej samej godzinie, w których odbędzie się marsz opozycji. - Przed nami kilkanaście dni ciężkiej pracy, ale przypominam - i to jest obowiązek każdego, kto chce naprawdę naszego zwycięstwa - konwencja w Katowicach. Tam musimy być. Po tej konwencji jeszcze więcej siły, jeszcze więcej energii i w niedzielę, 15 października, w imieniny Jadwigi - bo akurat moja śp. mama była Jadwigą - otwieramy szampana i może nie tylko - mówił ostatnio w Pruszkowie Jarosław Kaczyński.

Politycy partii rządzącej niewątpliwie liczą, że konwencja w katowickim Spodku nada kampanii wyborczej nowy bieg i pozwoli im na wyjście z defensywy, w której znaleźli się w związku z kolejnymi aferami, które w ostatnich tygodniach ujrzały światło dzienne. Pomagać PiS-owi w tym będą bez wątpienia media rządowe. Nietrudno sobie przecież wyobrazić, które wydarzenie na żywo transmitowane będzie w niedzielę w TVP. Jeśli jednak przemilczenie niedzielnego marszu okaże się niewystarczające, pracownicy mediów rządowych z pewnością przejdą do ofensywy i będą starali się przekonać o "frekwencyjnej klapie", "nienawiści" uczestników marszu i tym podobnych sprawach, tak jak miało to miejsce w czerwcu. W związku z tym Koalicja Obywatelska będzie musiała się mocno postarać, żeby marsz spełnił pokładane w nim oczekiwania. 

Marsz Miliona Serc. Szanse i zagrożenia

Jeśli 1 października frekwencja dopisze, opozycji uda się przezwyciężyć wewnętrzne tarcia, a sygnały z marszu przebiją się do niezdecydowanych wyborców, Marsz Miliona Serc może być dla Donalda Tuska kluczem do zwycięstwa i gwoździem do trumny dla PiS. Niedzielne wydarzenie może natchnąć nadzieją wyborców, którzy zastanawiają się, czy ich głos cokolwiek zmieni, a także pokazać niezdecydowanym, że zmiana jest możliwa. Co więcej, dzięki marszowi opozycja może być w stanie narzucić kampanijne tematy zaledwie dwa tygodnie przed wyborami i pokazać, że większość społeczeństwa jest rozczarowana Prawem i Sprawiedliwością.

Od niedzieli wchodzimy na ostatnią prostą przed wyborami, w czasie której kluczowa walka rozegra się o wyborców niezdecydowanych, którzy wiedzą jednak, że chcą wziąć udział w wyborach. W kolejnych sondażach będzie malał zapewne odsetek wyborców niezdecydowanych i kluczowe będzie to, na którą partię zdecydują się oni oddać swój głos. W tej walce większe szanse mają partie opozycyjne, ponieważ takie osoby, nie byłyby niezdecydowane, gdyby podobało im się to, w jakim kierunku zmierza Polska od ostatnich ośmiu lat. Niezdecydowanie spowodowane jest raczej niepewnością co do tego, czy którakolwiek z partii opozycyjnych jest w stanie to zmienić. Marsz Miliona Serc może, choć nie jest to wcale oczywiste, natchnąć ich nadzieją, że zmiana jest możliwa.

Wielkie oczekiwania mają jednak to do siebie, że czasami trudno je spełnić. Jeśli na marszu nie stawi się wystarczająco dużo osób lub głównym przekazem z niedzielnych wydarzeń w Warszawie będzie to, że opozycja nie potrafi się dogadać, to wielu wyborców może stracić nadzieję, że po wyborach uda się coś zmienić i zamiast pójść do urn wyborczych, zostaną po prostu w domu. 1 października niewątpliwie będzie kluczowym dniem tej kampanii wyborczej, który może zadecydować o tym, kto będzie rządził Polską przed najbliższe cztery lata.

 

Źródło: Goniec.pl